wtorek, 1 kwietnia 2008

My boss is as gay as me! ;-)

But I'm not sure if I'm happy (with it).

Obiad z szefem za mną. I oczywiście wcale nie było tak strasznie. Wiedziałem, że nie będzie, ale mięsień odpowiedzialny za prawidłowe przetaczanie płynów w moim krwioobiegu miał odmiene zdanie na ten temat i zaczął działać w przyspieszonym tempie już na jakieś dwie godziny przed przerwą obiadową. No cóż, ja po prostu nie wyobrażam sobie, żebym miał zjeść obiad w towarzystwie dyrektora mojego instytutu w Polsce, a Jan jest, wiecie, EPSO z najwyższej półki - fluent English, small talks opanowane do perfekcji, codziennie inny garnitur, zawsze nienagannie dobrany krawat, idealnie wyprasowana koszula, każdy włosek na głowie ułożony pod odpowiednim kątem... Nie mogło to więc nie być przeżycie.

Oczywiście jest bardzo miły. Lubi żartować, lubi flirtować (z kobietami), kiedy przychodzi do mnie do biura, a ja wstaję, każe mi siedzieć etc. No ale jednak nie jest wyluzowany w stopniu absolutnym, nie jest taki jak Kinga, która potrafi położyć się na biurku, kiedy chce nam coś pokazać na monitorze. Kiedy Anne-Liis (sekretarka) wysłała Janowi i Kindze zapytanie, czy zgadzają się na mój wyjazd do Strasburga, oto co odpowiedzieli:

Jan: "I agree that Sebastian Deka goes to Strasbourg. jan"
Kinga: "As far as I am concerned Sebastian can go and enjoy it :) Kinga"

Czujecie różnicę?

Co by nie było i jak by nie było, teraz już wszystko jest inaczej. Okazuje się, że Jan jest gejem. Myśmy już wcześniej sądzili, że jest, ale teraz uzyskaliśmy pewność. Do tego chce mnie zabrać do gejowskiego baru. Jak widzicie, strasznie tęczowo się tu u mnie zrobiło, i w głowie mi się już kręci od tego. Chociaż oczywiście moje koleżanki twierdzą, że straszny ze mnie szczęściarz. Zresztą nie powiem, żeby myślał inaczej. ;-) Tylko nie wszystko naraz proszę. Najpierw spotkanie ze Svenem, a później - może, ewentualnie - wieczór w klubie.

No właśnie, pytacie o Svena. Po moich wahaniach, próbach zniechęcenia go, odmawianiu... w końcu się zdecydowałem i zgodziłem. Mamy zjeść razem obiad w przyszłym tygodniu.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

No ale nie napisales najwazniejszego, stary. Puknal cie czy cie nie puknal. Bo wiesz, pozno juz, czlowiek chce sie polozyc spac a tu nagle czyta niesamowicie ekscytujaca sodomicka historyjke opowiadajaca o obiedzie szefa z podwladnym. Co najgorsze, nie ma tutaj konca, nie ma puenty. Rozumiem, ze jako milosnik filmow islandzkich malo dbasz o takie szczegoly jak akcja czy prawidlowy rys opisywanych postaci. Ale postaraj sie nastepnym razem napisac czy twoje spotkania z szefem koncza sie pukaniem czy tylko daniem sobie buzi na pozegnanie. Inspiruj sie raczej kinem iranskim, ktore podobnie nie zwraca uwagi na niektore filmowe niuanse, ale przynajmniej doprowadza akcje do konca, tym bardziej te oparta na pukaniu.

Klee pisze...

Puknij się sam, w tę swoją pustą łepetynę. I zmywaj się stąd ze swoimi obsesjami i kompleksami.