sobota, 22 marca 2008

"Berlin Alexanderplatz" Fassbindera, czyli róg obfitości

Ziemowit, dopiero co o tym w Polsce rozmawialiśmy, a tu proszę, jest, wyświetlają, można oglądać; w kinie Nova. Ja się nie wybrałem, bo się pochorowałem, ale fakt jest faktem. I fakt ten pokazuje, że bogactwo kulturalne tu spore. Zwłaszcza jeśli zestawić Brukselę z Toruniem, który chciałby pretendować do rangi Stolicy Kultury Europejskiej, a z którego najpierw nieodżałowane KinOko zniknęło ;-), a teraz jeszcze, jak donosi prasa, przegnano z niego Lato Filmów. :-(



Mówię Wam, tu wszystko jest w takiej obfitości... Wiecie pewnie, że poza Atomium, Manneken Pis i frytkami Bruksela słynie z piwa i czekolady. To teraz wyobraźcie sobie pub, w którym można skosztować ponad dwa tysiące gatunków piwa! Albo wyobraźcie sobie, że na każdej niemal ulicy w centrum jest sklep z czekoladą (na niektórych po kilka). A najlepsze wśród nich to ponoć te spod znaku Neuhaus. Mniam! :-)

środa, 19 marca 2008

Kupidyn rezyduje w Brukseli ;-)

Aaa, mam randkę! :-) To znaczy mam mieć. Czy będę miał, to jeszcze nie wiem, bo opieram się przed przyjęciem zaproszenia. To takie niespodziewane, nie przypuszczałem, że stanie się tak szybko. Może nawet po trosze nie wierzyłem, że w ogóle się stanie... Tyle nieurodzajnych lat w Polsce ;-), a tu proszę, już w ciągu pierwszego miesiąca natrafia się okazja. :-D Jestem podekscytowany, ale i trochę struchlały, hehe.

Sven, bo tak ma na imię ten dżentelen o nietuzinkowym guście, jest Niemcem i stażystą w biurze któregoś z eurodeputowanych. Wypatrzył mnie na Fejsbuku. A zachęca do spotkania, kiedy się wzbraniam, pisząc między innymi, że nie będziemy przecież uprawiać seksu, wybierzemy się tylko na piwo. Hmm, biorąc pod uwagę, jak wygląda, I wouldn't mind to have sex with him. ;-)

A co tam słychać w ojczyźnie? Jak czytam w Gazecie, sezon na amory jeszcze się nie zaczął. I pewnie nieprędko się zacznie... :-( No to chyba teraz już nie macie wątpliwości, dlaczego chcę uciekać z Polski, wy, którzy nie rozumieliście mojej niechęci do naszego kraju i fascynacji Zachodem. Tutaj się żyje!!! Żyje się pełnią życia!

wtorek, 18 marca 2008

Frytki na Placu Jourdan

Ponoć najlepsze w Brukseli. W końcu udało mi się spróbować. I rzeczywiście, są naprawdę pyszne. Myślałem sobie, frytki jak frytki, cóż może być w nich niezwykłego. Och, ta nieświadomość, żeby w niej chociaż coś błogiego było. Dobrze, że już nie jest więcej moim udziałem. O, i to wywołuje błogość, błogostan w gębie.

A potem było niemieckie spotkanie w jakimś barze, którego nazwy już nie pamiętam. Bo jak Polacy mają swoje comiesięczne spotkania w Dziekiej Gęsi, tak Niemcy cotygodniowy German Tisch.

To ta niepozorna budka, która robi taką furorę.


A oto i ów specjał, który się w niej sprzedaje! Mniam. ;-)

niedziela, 16 marca 2008

Library Stagiaires

Miało być o pracy i miało być w niedzielę z wieczora, tyle że w poprzednią niedzielę. Wiem, taki jestem. Co więcej, dzisiaj też nie będzie. W przyszłym tygodniu za to tylko trzy dni pracy, a potem od czwartku do poniedziałku wolne! :-) Będę miał czas, będę pisał. Dziś pokażę tylko zdjęcie, zdjęcie stażystów DG for Presidency, Library, czyli osób z którymi pracuję. Pracujemy w jednym biurze, co nie znaczy, że razem. Razem nie, bo każde z nas przynależy do innego właściwie zespołu. A biuro nasze przeogromne i naprawdę cacy cacy. ;-) Unijne standardy są jednak czymś wspaniałym, mówię Wam. Żebyśmy my się ich jeszcze w Polsce trzymali...

1. Marta, Polska
2. Steffi, Niemcy
3. Klee, najsmutniejszy kraj świata
4. Kata, Węgry
5. Agnes, Szwecja
6. Kathrin, Niemcy

O każdym ze stażystów sporo by pisać. ;-) Powiem tylko, że Agnes nie wygląda w rzeczywistości tak dziwacznie jak na tym zdjęciu, a Steffi opuszcza nas już z końcem marca, bo nie robi stażu w ramach stypendium Shumana (a więc nie płacą jej) i jest tylko na miesiąc.